
Jak piąć się w górę? Poradnik nie marketingowy
Popisało się jak to fajnie można sobie radzić z otyłością i jakie to cudowne metamorfozy chce się przejść? No to trzeba zabrać się za to wiekopomne dzieło. Ale jak zacząć, co robić. Jak wyznaczyć sobie kamień milowy – coś do czego będę wracał z dumą. Ponieważ wcześniej sporadycznie się ruszałem – patrz wcale – to musi to być jednocześnie coś znaczącego, ale też bez przesady, nie chcemy zginąć od pierwszego razu. Tak się cudownie złożyło, że mieszkam w bloku, który ma trochę więcej pięter niż statystyczny, więc mówię: dobra włażę z parkingu podziemnego na samą górę.
Mój własny Everest czyli właź na górę
Tylko jakoś tak się nie złożyło, żeby zacząć. Minęło parę dni. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko napisać, że nie zmarnowałem ich całkowicie, ale o tym kiedy indziej.
Niestety, albo stety okazja sama się trafiła. Konserwacja windy. A ja totalnie zaskoczony stoję pod drzwiami windy z plecakiem pełnym zakupów. Dobrze, że chociaż buty miałem sportowe, ale czy to pomogło?
No dobra, raz kozie śmierć, przecież nie będę tu stał nie wiadomo jak długo jak jakiś ciul. Lecimy z tym.
Na parter wszedłem ochoczo, ale z widocznymi kropelkami potu na czole. Potem już nie było tak wesoło. Zatrzymałem się, żeby złapać tchu. Na drugim piętrze ( w sumie czwarte piętro z garażu ) mój mózg zaczął ze mną walczyć – daj spokój, na co ci to stary i tak nikt nie patrzy. Ale ja powoli i nieprzerwanie człapałem na górę.
Na moim piętrze nie zrezygnowałem tylko dlatego, że z klatki schodowej nie widać moich drzwi. Wejście na każde piętro blokują drzwi. Ale mój mózg leniwca do mnie: – wejdź na chatę dosłownie na chwilę. Napij się wody, weź prysznic i hop znowu będziesz sobie szedł pod tą górę. Po paru krokach dodał jeszcze: – No chociaż plecak zostaw, bo się zakupy zepsują.
Zagotowało się we mnie i wycedziłem na głos: – Spierdalaj leniu!
Chyba się obraził, bo przez dwa następne piętra się nie odzywał.
Na szóstym piętrze przedstawiałem sobą obraz nędzy i rozpaczy. Cały mokry, ubranie lepiące się na skórze. Pot lejący się strumieniami. Serce chciało mi wyskoczyć nie tylko z piersi ale i w kosmos. Zatrzymałem się na chwilę. A tu ktoś wchodzi na klatkę schodową z wózkiem spacerowym.
Dobry samarytanin
– Jezusie Nazareński co się panu stało?
Kiwnąłem głową, że nic, bo już nie miałem siły się odezwać.
– Wezwać pogotowie?
Podniosłem głowę i spróbowałem się uśmiechnąć pokazując palcem na górne piętra.
– Pomogę Panu.
– Nie, dziękuję – wychrypiałem i powoli prawie podciągając się na barierce zacząłem iść dalej.
Piętro wyżej mnie dogonił ze szklanką wody: – Mineralna.
– Perlage? – zdobyłem się na dowcip. Minę miał nieszczególną. Pokazałem mu uniesiony kciuk, oddałem pustą szklankę i poczłapałem dalej. Zostało mi przecież tylko jedno piętro.
Pot obficie spływał ze mnie nawet tam gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę, ale wiecie co? Wlazłem. Dyszałem jak zarzynane zwierzę, ale wszedłem tu, jestem na szczycie świata. Muszę to koniecznie powtórzyć! Tak gdzieś za rok, najwcześniej. Zamarzyłem o kąpieli, hektolitrach wody pitnej i w euforii zacząłem schodzić w dół. Jak wesoły głupek zszedłem na parter. Tego co zrobiłem i mówiłem później nie da się opisać słowami a i pióro mi się wypisało, więc ta, ta.
Gruby i Leniwy
-
Czarna na zakręcie
-
Gruby i Leniwy
-
Czarna na zakręcie
-
-